wtorek, 11 lipca 2017

Szpital

Mam sporą nieobecność za co bardzo przepraszam ale o tym w następnym poście, teraz chcę się skupić na dokładnym opisaniu wam jak było na oddziale i na moich przeżyciach z tego miejsca.
         POST MEGA DŁUGI I ZAWIŁY NICZYM KRZYŻACY SIENKIEWICZA-                             CZYTASZ  NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
     Kiedy jechaliśmy w ogóle nie byłam świadoma tego że jedziemy do szpitala psychiatrycznego myślałam że to raczej jakaś klinika lub ośrodek, byłam bardzo zestresowana ale w głębi duszy czułam jakąś taką ulgę no bo kto będzie kazał przytyć dziewczynie z wagą prawidłową poza tym tato mówił że potrzymają mnie tam tydzień góra dwa tygodnie i wypuszczą więc odetchnęłam z ulgą.
 Kiedy już byliśmy na miejscu i mogłam się porozglądać zobaczyłam że w oknach są kraty i już poczułam jak nogi pode mną się uginają i że zaraz się popłaczę ale dziadek coś tam mi pokazał w telefonie i jakimś cudem zaprowadził do poczekalni na izbie przyjęć (tak dałam omamić się bodajże kotem w telefonie niczym dziecko).
                        

Powyżej macie zdj tego szpitala.
 Po wejściu na izbę przyjęć lekarz który mnie przyjmował zapytał tatę o kilka istotnych spraw związanych ze mną takich jak czy palę, piję, ćpam, powód przyjazdu etc. Po czym zaprowadzili mnie na 3 albo 4 (już nie pamiętam) piętro na oddział psychiatrii dla dzieci i młodzieży. Od razu kiedy weszłam znienawidziłam to miejsce. Był to ciasny korytarzyk z 2 łazienkami (w jednej prysznic, w drugiej 2 toalety dla mężczyzn i kobiet), klitką dla lekarzy prowadzących, dyżurką pielęgniarek, składzikiem na buty, trzema salami dla pacjentów oraz pokojem dla psychologów. Dla urozmaicenia wszędzie były kamery nawet w toalecie i wszystko było pozamykane na klucz. Od razu zabrali mi te mniej bezpieczne rzeczy typu temperówka, pasek, sznurek od spodni, gumy do żucia, telefon czy woreczki foliowe na brudną bieliznę a nawet dezodorant no bo przecież siedząc zamknięta przez miesiąc nie mam nic innego do roboty jak ćpać dezodorant. Miałam na początku łóżko na korytarzu siedziałam zapłakana roztrzęsiona i wkurwiona na cały świat w szczególności na mojego ojca który mnie tutaj przywiózł. Podczas gdy mój tato poszedł gadać z moim psychiatrą prowadzącym czyli panią Anią która jeśli jakimś cudem to czyta to pozdrawiam ją gorąco środkowym palcem bo... opowiem co mi zrobiło jej cud leczenie w następnym poście. Pomijając moje gorzkie żale to poznałam kilka fajnych ludzi którzy przyszli się ze mną przywitać i od razu zapodali kilka komplementów typu ale masz wystające łopatki albo ale masz super obojczyki, całkiem miło. Później wpadła dziewczynka która znajdowała się na oddziale już chyba z 10 raz i traktuje tamtejsze łóżko szpitalne niczym swoje i zapytała mnie o ciuchy czy mogłabym jej coś dać. Uratowała mnie pani psychiatra abym poszła na wywiad więc grzecznie jej posłuchałam i weszłam. Mój wywiad polegał na tym że siedziałam cicho a ona ustaliła mi co będę jeść (masa cukru, węgli i kalorii byłam przerażona) oraz moją przybliżoną wagę wyjściową - 58 kg, masakra (w między czasie zostałam okradziona przez dziewczynkę opisaną powyżej z kosmetyków). Zaczęłam płakać że nie chcę i wtedy zagrozili mi sondą :/ Musiałam jeść choć wyrzuty rozrywały mnie od środka, dodatkowo nie mogłam ćwiczyć ani chodzić, kiedy stałam dłużej niż 5 minut przychodziła pielęgniarka i kazała mi się położyć. Jedzenie było koszmarne, dostawałam chleb z szynką z żyłami, pulpety z chrząstkami i herbatę z cukrem (wielce odżywcze). Pierwszy tydzień był straszny, chowałam jedzenie i ćwiczyłam po nocach w łazience. W końcu mnie przyłapano na chowaniu, na szczęście tylko podczas drugiej kolacji i wtedy była fajna pani pielęgniarka więc zamiast sondy po prostu dorobiła mi kanapkę. Później już mnie sprawdzano i po prostu nie było jak chować. Oprócz tych złych rzeczy poznałam też tam wiele wspaniałych ludzi w tym najważniejszą dla mnie osobę której charakter myślałam że już dawno wyginął. Po dwóch tygodniach powolnego tycia stwierdziłam że czas wziąć się za siebie zaczęłam dodatkowo dojadać na przepustkach (rodzice mogli wziąć swoje dziecko podczas dnia na przepustki na miasto) a wręcz z czasem zaczęłam się obżerać do bólu brzucha ale chciałam już jak najszybciej przytyć i wyjść. Gdy osiągnęłam wagę 54 kg w umowie było że idę do domu na weekend, niestety to 54 było mega oszukane bo opiłam się wodą i kiedy przyjechałam do domu i się zważyłam na wadze było 52.8 <---mam zapisane te wszystkie wagi. Więc przez cały weekend knułam co zrobić żeby na następnym ważeniu było już te 55 i wyjście (przekonałam ją że jak mnie wypuści z wagą 55 kg to przytyję jeszcze w domu) wszyłam w stanik monety i tak ułożyłam żeby nie wydawały dźwięku i zabrałam mase jedzenia w luźnym gorsecie. Nie sprawdzali tam bielizny więc to było jedyne bezpieczne miejsce, osoby z depresją np przemycały w stanikach/majtkach żyletki a uzależnione papierosy. Dałam radę na następnym ważeniu było to pieprzone 55 kg byłam szczęśliwa ale następnego dnia było ważenie tzw kontrolne kiedy brali nas ważyć znienacka i tam się wydało ile ważę. Na szczęście miałam jeszcze w organizmie pełno wody i waga pokazała 54 kg wtedy uratowała mnie mama i coś tam pogadała z psychiatrą (nwm co) i ta mnie wypisała na jej odpowiedzialność. Wyszłam z tego szpitala niestety z nowymi chorobami i nawrotem depresji ale przynajmniej poznałam swoją najlepszą przyjaciółkę oraz cudownego człowieka jakich dzisiaj brakuje.
PS Ona nie była na nic chora była tam z podejrzeniami anoreksji ale ją wykluczono.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz